|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: 14:29, 19 Cze 2007 Temat postu: Spadek gorliwości... |
|
|
Cóż... Kiedyś byłem bardzo gorliwy, mężny w wierze... Wtedy starałem się często chodzić do kościoła, choć nie zawsze miałem sposobność... Dziś chodzę prawie codziennie... Ale coś jest nie tak... Liturgia już mnie tak nie porusza [do łez...] jak rok temu... Wszystko stało się dla mnie bardziej oczywiste, spowszechniało... Dalej rozwijam się duchowo, modlę... Ale gdzieś zagubiłem ten płomień gorliwości...
Zamiast miłości, często czuję niechęć do ludzi, co nie oznacza, że chcę tej niechęci ulegać... Kiedyś świadczyłem o wierze (aż do pewnej przesady) - dziś często boję się mówić o Bogu, wierze, religii...
Ech, i co wymyśliłem... Modlitwa i natychmiastowe odrzucanie słabości i złych skłonności...
Co Wy sądzicie?
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Gość
|
Wysłany: 18:55, 19 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
ja sądzę, że jeśli chcesz się rozwijać, to to się dzieje. nieposądzam cię o jakąś dwulicowość. Wydaje mi się trochę, że przesadzasz, bo nie zawsze wszystko musi nas do łez wzruszać.
np. kiedy sie rodzi dziecko to matka rozczula się nad nim, że szczęścia płacze i taka dalej, a po kilku dniach ma go dosyć co nie oznacza, że go nie kocha...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: 19:08, 19 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
Może właśnie w jakis sposób Twoja wiara dojrzewa?
Niechęć do ludzi - może to próba, i ważne jest to, że Ty walczysz!
Łzy w czasie Mszy - hm, czy Jezus nie powiedział do niewiast aby nie płakały? Msza Święta jest ucztą miłości i radości. Gdyby Chrystus nie zmartwychwstał to wtedy byłaby to bardzo smutne...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: 19:43, 21 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
Te łzy były łzami radości i uniesienia...
Chyba macie rację...
Moja wiara już trochę ,,okrzepła"; bo jest stosunkowo świeża! Nawróciłem się przed trzema laty...[/i]
|
|
Powrót do góry |
|
|
Madam Jamar
Początkujący Ekspert
Dołączył: 18 Kwi 2007
Posty: 223
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: 22:49, 27 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
a ja mam takie pytanie do Ciebie. odpowiedz, prosze, jeżeli nie jest ono zbyt osobiste:) jak to sie stało ze się nawróciłes? pod kogo/czego wpływem? i co to znaczy ze ,,sie nawrociłes" - wcześniej w nic nie wierzyłes nigdy, przestałes ets.??
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: 16:24, 28 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
"Liturgia już mnie tak nie porusza [do łez...] jak rok temu... "
To znak, że Twoja wiara jeszcze bardziej dojrzewa .
Myślę, że Boga nie można cały czas "traktować" z zachwytem jak dziecko. Trzeba Go choć w części pojąć, zrozumieć. Z roku na rok coraz doroślej dojrzewa w nas wiara - no, przynajmniej w większości- przeżywamy treści Liturgii.. może coraz mniej na zewnątrz a bardziej w sercu? Trudno określić..
Mówisz, że czujesz niechęć do ludzi i że boisz się mówić otwarcie o Bogu.. Niechęć.. może to być spowodowane złym "pierwszym" wrażeniem, jakie na Tobie wywrzą może bezczelnym zachowaniem ludzi a może po prostu Twoim złym dniem.. Najważniejsze że nie chcesz jej ulegać. Jeśli chodzi o otwartym mówieniu na tematy religijne to myślę że w zasadzie duża część społ. ma z tym problem.
Powiem po mojemu: jeden taki sobie wymyślił że Kościół jest "be" i że zupełnie "obciachowo" gadać o tym i ludzie się go posłuchali no i stworzył się taki a nie inny pogląd. Teraz ta "bariera" zatrzymuje tych, którzy chcą rozmawiać ale czują swego rodzaju "dyskomfort".
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: 21:28, 28 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
Tak, zgadzam się Aniu, dzięki.
Cytat: | a ja mam takie pytanie do Ciebie. odpowiedz, prosze, jeżeli nie jest ono zbyt osobiste:) jak to sie stało ze się nawróciłes? pod kogo/czego wpływem? i co to znaczy ze ,,sie nawrociłes" - wcześniej w nic nie wierzyłes nigdy, przestałes ets.?? |
Ojojoj... To baaardzo długa historia, którą opowiadałem już tyle razy, że mi się się już nie chce... Ale opowiem.
Cóż, pochodzę z rodziny, w której na zewnątrz wszystko jest ok... Ale brakowało w niej miłości... Także nie otrzymałem tyle miłości, ile dziecko mogłoby oczekiwać.
Jako dzieciak byłem religijny, służyłem jako ministrant. Bardzo pokochałem księży... No i nadszedł pamiętny dzień... Proboszcz zmarł, a wikariusza przeniesiono... Ile wtedy napłakałem... W służbie liturgicznej zaczęło dziać się nie najlepiej... Odszedłem od ministrantów...
Zacząłem zaniedbywać praktyki religijne, modlitwę... Z czasem przestałem się modlić i czasami nie chodziłem do kościoła w niedziele...
Przestałem wierzyć w Boga! Stałem się ateistą! Jednocześnie zacząłem zapełniać duchową pustkę... Szukałem odpowiedniej ideologii, filozofii... Rozwijałem swój umysł i doszedłem do wniosku, że... Bóg może istnieć.
,,Gdyby Bóg nie istniał, trzebaby Go wymyślić" - jak powiedział Wolter.
W końcu zupełnie się załamałem... M.in. sprawy rodzinne, nie byłem lubiany wśród otoczenia... Chciałem ze sobą skończyć... Bardzo poważnie to brałem pod uwagę... I wtedy wydarzyło się najbardziej spektakularne wydarzenie mojego życia! Wielkie nawrócenie!
Nie mogłem spać pewnej nocy i ujrzałem światło na suficie! Odczułem obecność Boga! i zacząłem się modlić (po raz pierwszy po latach!). Poprosiłem Boga o jedną rzecz - ,,Daj mi kogoś, kto mi pomoże"... I dosłownie nazajutrz usłyszałem - ,,Ktoś chciałby cię poznać"... To był szok! Dostałem przyjaciółkę, która bardzo mi pomgła! Pierwsza wyciągnęła do mnie rękę, choć nawet mnie nie znała! Bardzo pięknie potwierdziły się słowa Pana Jezusa - ,,Ojciec wasz wie czego wam trzeba, zanim Go poprosicie"
Tak moje życie odnalazło swój cel... Zacząłem powoli rozwijać się duchowo... Droga przemiany była długa i bolesna! ale wytrwałem i nadal się rozwijam!
|
|
Powrót do góry |
|
|
Madam Jamar
Początkujący Ekspert
Dołączył: 18 Kwi 2007
Posty: 223
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: 21:52, 28 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
no przepraszam że musiało Ci się zrobić niedobrze przez mnie ale pytałam bo bliska mi osoba stała się ateistą. kiedyś wierzyla a dziś już nie. i zastanawiam się co moge zrobić żeby ją do Boga znów przyprowadzić. i z tego co widze to początki macie identyczne obaj byliście kiedyś bardzo religijni - mój przyjaciel był ministrantem a potem lektorem i nawet kantorem. a teraz mówi ze nie wierzy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Paweł
Administrator
Dołączył: 06 Sty 2007
Posty: 737
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Woźniki k. Wadowic Płeć:
|
Wysłany: 7:35, 29 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
Obawiam się, że Ty Madam możesz się tylko pomodlić. Bo wszelkie argumenty dla takiego człowieka najczęsciej nic nie znaczą. I w więkdzości przypadków otoczenie nie ma na niego żadnego wpływu co do jego wiary.
Wydaje mi się, że jego musi coś wstrząsnąć, ktoś musi nim jakby potrząsnąć, to musi być jego własne zrozumienie i uświadomienie sobie co robi.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Madam Jamar
Początkujący Ekspert
Dołączył: 18 Kwi 2007
Posty: 223
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: 13:43, 29 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
ale ja sie modle. no i nic. wychodze z zalożenia że modlitwa bardzo pomaga, czasem jest wrecz niezbędna, ale jak ktoś będzie siedział, modlił się i czekał na coś to nie wiele sie zdarzy. sądze ze potrzebna jest własna inicjatywa, działanie, a modlitwa bardzo pomaga w powodzeniu tego działania.
ale masz racje Pawle - argumenty nie docierają. ciagle słysze jeden cytat: ,,religia to opium dla mas"
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: 15:31, 29 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
Nie musisz przepraszać Madam... To ja przepraszam za brak cierpliwości... Wczoraj w ogóle dzień wspomnień miałem, więc chętnie się podzieliłem swoją historą, która (łącznie z opisami rozwoju duchowości) byłaby baaardzo długa. Ale dosyć zwięźle ją przedstawiłem.
Oczywiście - za tą osobę przede wszystkim modlitwa... Bo ja też absolutnie nic nie robiłem! Bóg sam do mnie wyszedł i dotknął swoją miłością! Poza tym - przykład własnego życia... Kiedy żyjesz naprawdę dobrze i poważnie podchodzisz do religii - to daje do myślenia...
Poza tym - może nie argumenty, bo to rzadko kiedy coś daje... Ale... Postaraj się znaleźć słabe strony tej osoby (np. zamknięcie na ludzi, świat) i pomęcz ją trochę! Wejdź jej na ambicję i dumę... Jeżeli dana osoba jest ambitna będzie dążyć do rozwoju i wreszcie zrozumie, że sama - bez Boga - jest bezsilna! Nie chodzi tu o jakieś gnębienie, ale szczere przyjacielskie rady. Podobnie było z moim rozwojem po nawróceniu!
|
|
Powrót do góry |
|
|
Madam Jamar
Początkujący Ekspert
Dołączył: 18 Kwi 2007
Posty: 223
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: 19:18, 29 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
wchodziłam na ambicje już już na to jakiś czas temu wpadłam. ale albo to wyjątkowo cięzki przypadek, albo źle to robiłam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: 20:03, 29 Cze 2007 Temat postu: |
|
|
No, cóż... Ludzie są różni...
Moja przyjaciółka mówiła, że ja akurat dosyć szybko podjąłem pracę nad sobą... Ale wiem jak trudno to przychodzi!
No i warto współdziałać z Duchem Świętym przy tym ,,najeżdżaniu"... Pomodlić się do Niego i szukać w modlitwie odpowiedzi jak działać...
Módl się i wierz! Będzie dobrze.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|